Cape Grecko (Divers24 01-02-2016)

Żeby zakończyć temat proponowanych przeze mnie zanurzeń wokół Cypru, choć wcale nie uważam go za wyczerpany, muszę zaznaczyć miejsce, które współzawodniczy z wcześniej opisanym wrakiem Zenobii. Myślę, że jest obowiązkowym miejscem nurkowym, którego nie powinno zabraknąć na naszej mapie eksploracji podwodnego świata tego zakątka Morza Śródziemnego.

The Caves Cape Grecko to kilka ciekawych propozycji, z których wraz z Adamem zwiedziliśmy trzy. Mamy nadzieję, że najlepsze, bo te, które najbardziej nas skusiły. Zanim zdecydowaliśmy gdzie, wysłuchaliśmy kilku opowieści co najmniej 3 nurków.

Wszystkie miejsca nurkowe zlokalizowane są po wschodniej części wyspy, gdzie dokładnie po drugiej morza mamy Syrię. Startujemy z plaż, do których dojeżdżamy zdezelowanym jeepem centrum nurkowego Happy Divers. Nasz przewodnik jest sympatycznym Cypryjczykiem z burzą dredów na głowie. Poruszał się wszędzie na boso, nie wiem, może poznał swego czasu Cejrowskiego? Samochód również prowadził na boso, jednak najbardziej zadziwił nas, gdy po skałach i kamieniach z wysuszonymi i jednocześnie ostrymi badylami również przechadzał się bez obuwia. Nawet płetwy zakładał bezpośrednio na stopy.

Baza zlokalizowana jest na terenie Hotelu Mimoza w Aija Napa. Darmowy parking znajduje się tuż przy bazie, ale dojazd stanowi pewien problem i trzeba zasięgać języka. Na sprzęt podają wielkie plastikowe koszo-miski, które trzeba sobie wrzucić na pakę, przy czym butle pakujemy w jackety i zaopatrujemy w automaty jeszcze na miejscu. Briefing odbywa się również przed wyruszeniem i to przy użyciu pomocy dydaktycznych w postaci dokładnych mapek i wyrysowanych ścieżek. Starają się krótko mówiąc.

Cyclop’s Cave
W poszukiwaniu Cyklopa wyruszamy na pierwsze zanurzenie. Dość szybko docieramy na miejsce. Jest nas sześcioro. Po wciągnięciu pianek i założeniu jacketów, chwytamy płetwy i maski (ja jeszcze aparat) i ruszamy ostrożnie do wody. Jest ślisko i trzeba uważać. My mamy buty, a nasz „mucho” podąża na boso. Wreszcie wszyscy jesteśmy w wodzie i po okazaniu międzynarodowego znaku OK rozpoczynamy podwodną przygodę. Widoczność zaskakuje nas bardzo pozytywnie. Osiąga dobre 40 m. To rzadkość, która bardzo cieszy. Początkowo płyniemy ponad trawami i rozpoznajemy trumpetfish, których jest tu cała masa. Mniejsze po kilkanaście centymetrów i raczej samotnie, takie po blisko metr długości. Wyglądają jak zamknięte parasolki i tak właśnie je określam. Towarzyszą nam już do końca nurkowania. Przepływamy nad porzuconym rowerem wodnym, który stał się na chwilę podwodnym, by przekształcić się w mini wrak. Zaczynają się skałki, wzniesienia, szczyty i groty. Pomimo dnia spotykamy kraby i pojedyncze groupery. Schodzimy na blisko 25 m głębokości. Woda ma 27 st. C. Jest przyjemnie i jasno. W pewnym momencie przewodnik pokazuje mi szczelinę pod nawisem skalnym, a tam po raz pierwszy w Morzu Śródziemnym widzę skrzydlicę. Obserwuję ją i fotografuję przez dłuższą chwilę. Są to zwierzęta nocne, więc za dnia szukają zaciemnionych miejsc i tam siedzą, najczęściej niestety tyłem do wścibskich nurków.

Caves
Prosta nazwa tego miejsca nurkowego mówiąca dużo i nic nie mówiąca. W każdym razie cyklopa nie będzie. Wejście do wody znów jest trudne. Naszym przewodnikiem tym razem jest chłopak ze Szwecji, który pracuje tu w sezonie. Jesteśmy w czwórkę. Zaczynamy spokojnie płynąć wśród skał, by obserwować oblady, wargaczowate i oczywiście trumptfish. W pewnym momencie zauważam małą skorpionfish. Nieruchoma piękność potrafi zniknąć w ułamku sekundy i ta właśnie tak robi. Nie zrażony rozglądam się wokół. Widoczność wciąż na poziomie 40 metrów. Jasno, bo słońce penetruje przez tafle wody. Światło zastane jest mocne więc ustawiam lampę błyskową na maksymalną moc. Znajdujemy ośmiornicę. Jednak najciekawsze jest wyjście. Nurkowanie zbliża się ku końcowi wraz z wydychanym powietrzem. Mija 50 minuta nurkowania, a przystanek bezpieczeństwa zrobiliśmy już dawno, bo ostatnie 10 minut pływamy na głębokości 5 metrów. Wpływamy do groty. Jest ubogacona otworami w suficie. W miarę falowania przelewa się przez nie woda, a do dna docierają promienie cypryjskiego słońca. Podpływamy pod jeden z takich otworów. Wydaje się dość mały ale znika w nim nasz prowadzący. Trzeba to zrobić szybko i tylko przy dobrej pogodzie. Idziemy w ślad za nim. Fascynujące wyjście z wody jest dodatkowym atutem przemawiającym za wyborem tego miejsca.

Green Bay
W związku z tym, że odlot mamy około godziny 13-ej, decydujemy wraz z Adamem, że przed ostatni dzień spędzimy również pod wodą, ale tylko na jednym nurkowaniu. Wybieramy ponownie Cape Grecko i tym razem decydujemy się na zachwalane przez Marios Athanasiou Green Bay. Poznany przez nas na Zenobii Cypryjczyk, który po pracy w centrum robi bardzo ciekawe meble i lampy z wyciętych i wyrzuconych kawałków drewna oliwnego, oprowadza nas troszkę po Cyprze. Dzięki niemu jemy kanapki, które konsumują tubylcy w jednej z budek przy drodze, nie koniecznie z przeznaczeniem dla turystów.
Na miejscu nurkowym z naszym bosym dredowcem jesteśmy jednymi z pierwszych. Mamy szczęście, bo jest ono za zwyczaj oblegane. Można podjechać bezpośrednio pod samą wodę. Później wychodząc okazuje się, że rzeczywiście zrobiło się tłoczno, a wolnych miejsc na samochody zabrakło. Warto być tu jeszcze przed 9:00

Widoczność jest troszeczkę gorsza i przez całe nurkowanie utrzymuje się na poziomie 30 m. Temperatura wody ma niezmienne tutaj 27 st. C. Początkowo płyniemy spokojnie i obserwujemy typowe dla Morza Śródziemnego ryby. Leży tu mnóstwo pobitych i posklejanych amfor. Docieramy nad patio, na którym poukładano posągi i kolumny (imitujące czasy rzymskie) w stosunku 1:0,5 wielkości człowieka. Odpływamy i nagle spostrzegamy spore stado barakud. Nie zastanawiając się ruszam ostro prosto w kierunku ławicy. Nie uciekają i rozstępując się wpuszczają mnie do środka, po czym zataczając koła pływają tak chwilę.
Reszta towarzystwa obserwuje mnie z zewnętrznej strony, przez co ja nie mogę zobaczyć tego w całej okazałości. Pstrykam zdjęcia i ustawiam parametry. Jesteśmy na głębokości 8 metrów. Po chwili barakudy odpływają, ale zanim to następuje czuję ostre szarpnięcie za ramię. Patrzę, kto mnie tak raptownie ciągnie i dlaczego. A Adam pokazuje tylko paluszkiem na lewo i do góry. Gdy spoglądam za adamowym wskazaniem oczy zapewne powiększają mi się jeszcze bardziej, bo kilka metrów od nas ku powierzchni płynie duży żółw. Nabiera powietrza i ponownie się zanurza. Mierzy mniej więcej półtora metra. Odpływam w tamtym kierunku i czekam, co zrobi. Wpierw go filmuję. Niestety jest odwrotnie do tego, jak powinno być, mam go pod słońce. Przestawiam aparat na zdjęcia i zaczynam wyczerpującą pogoń za tym sympatycznym zwierzakiem. Stara się odpłynąć od nacierających z oddali nurków. Niestety po dłuższym dystansie i zadyszce odpuszczam ku zadowoleniu żółwia.
Z nurkowania wychodzimy zachwyceni i nawet nasz przewodnik wydawał się nad wyraz ożywiony. Stwierdził, że żółwie się tu zdarzają i czasem barakudy też, jednak na jednym nurkowaniu to już rarytas.

Cypr do zaliczenia
Wiele jest miejsc nurkowych w Morzu Śródziemnym. Wyspę na krańcu Europy Wschodniej polecam. Szczególnie dotyczy to tych, którzy lubią czynnie spędzać urlopy, a pod wodą jest tu zadziwiająco ciekawie.

Mam nadzieję, że ten krótki cykl artykułów przybliżył Wam Cypr, a także pozwoli wybrać te lub inne przeze mnie nie odkryte miejsca.

Wojciech Zgoła 2016-02-01