Początki

George i ja po skończonym nurkowaniu

Przyszła wiosna 2006 roku. Od 13 lat byłem już żonaty, a w domu podrastały szybko, moje wspaniałe dzieciaki. Dziewczynka i dwóch chłopców. Mnie wzięło na kurs języka angielskiego.

Najtańsze oferty znalazłem na Malcie. Zabukowałem 2 tygodnie i wtedy w ofertach dodatkowych ukazała się reklama jednorazowego nurkowania w basenie za darmo. Szkoła, którą wybrałem, miała umowę, z jedną z firm nurkowych. Co poniedziałek robi li u nich pokazy nurkowania i zbierali chętnych na naukę. Wpisałem się od razu.Po przylocie, bardziej interesowało mnie owo nurkowanie, niż nauka angielskiego. A, że był to początek czerwca, mięli mało chętnych. Początki polegały na oglądnięciu kaset vclasseo, o zasadach nurkowania, o początkach krok, po kroku. Pokazano pierwsze ćwiczenia. Otrzymałem też książkę (po polsku), którą czytałem wieczorami (codziennie jeden rozdział). Mogłem zadawać pytania. Trafiłem na świetnego instruktora, George'a, Sycylijczyka z brytyjskim obywatelstwem. Nie wytrzymywał na lądzie dłużej niż 2 tygodnie. Twierdził, że jedyną rzeczą lepszą od nurkowania jest seks.

Wreszcie spotkaliśmy się przy basenie. Miał 5 m głębokości. Przywiózł mi piankę, trafiając w rozmiar. Jeszcze w Polsce zamówiłem sobie maskę i tylko ją posiadałem z całego ekwipunku nurka. George pokazał mi, jak się przygotowuje wszystko po kolei: butla z jacketem, inflator, regulator, octopus. Podał mi pas balastowy i pokazał, jak go samemu zakładać. Przypomniał zasady, a ja je powtórzyłem. Sprawdziliśmy się nawzajem i wreszcie nastąpiło zanurzenie! Już mi się podobało. Oczywiście zrobiliśmy masę ćwiczeń, a ja wszystkie powtórzyłem bez problemu. Georg mnie pochwalił.Na drugi dzień było podobnie. Niecierpliwie czekałem na moje pierwsze zanurzenie morskie.

Wieczorami czytałem książkę wymaganą do zdania na OWD w organizacji PADI. Dzień, w którym wszedłem do morza, w pełnym rynsztunku, pamiętam doskonale.

Obudziłem się przed zaprogramowanym sygnałem budzika z komórki. Paciorek, toaleta, herbata i na angielski. Potem lunch i nareszcie auto, z sympatycznym Józefem, jako szoferem, zabrało mnie do centrum nurkowego. Po spakowaniu sprzętu, podjechaliśmy na wybrzeże. Część zachodnia Malty o nazwie CIRKEWWA, przy samej przeprawie promowej na wyspę Gozo, tylko z drugiej strony. Temperatura powietrza w cieniu dochodziła do 30 st. C, a wiatru prawie nie było.Najpierw odprawa. Złożenie sprzętu. Ubranie mokrych pianek. Kontrola partnerska. Powtórzenie najważniejszych aspektów z odprawy.

I hektolitry potu. Ubieraliśmy się w pełnym słońcu, powtarzając wszystkie zasady. Nie popełniłem ani jednego błędu, przy składaniu akwalungu. Czarne pianki znacznie podgrzewały nasze ciała. Z czoła kapał pot, a czekało nas jeszcze zejście po schodach i wejście do morza po śliskich skałach. George wskazał półkę skalną, obniżoną od powierzchni wody, o niecały metr. Powiedział bym usiadł i założył spokojnie płetwy i maskę. Usiadłem i momentalnie poleciałem do tyłu! Instruktor pękał ze śmiechu, a ja lekko zmieszany, próbowałem wygrać ze swoim środkiem ciężkości, grawitacją i płetwami. Później dowiedziałem się, że z każdym tak zaczyna. Ale prawda jest też taka, że od tego momentu, zawsze uważam na przeważenie butli. Ulga nastąpiła dopiero w wodzie.

Bajka, po prostu bajka. Brakuje mi słów do opisania mojego dziewiczego nurkowania w wodach morza śródziemnego. Fantastyczny świat stworzeń, który do tej pory, był obrazem z telewizora, mogłem wclasszieć, dotykać i czuć (głównie słony smak!). Przejrzystość sięgała 30 m. Po wykonaniu zadanych ćwiczeń, chwilę popływaliśmy. Kolorowe rozgwiazdy, jeżowce, małe, różnokolorowe rybki i kilka meduz, to pierwsi mieszkańcy, których ujrzałem. Zeszliśmy na 16 m. George pokazał mi rozległą półkę skalną. Góry, doliny, płaskowyże, szczeliny skalne, porośnięte gąbkami, ukwiałami i pełne różnych gatunków ryb. Obniżenie łańcucha górskiego ukazało nam ciemną otchłań morskiej głębiny. Niestety musieliśmy wracać. Dokończyłem kurs. Zdałem egzamin na OWD (Open Water Diver) federacji PADI i wykupiłem jeszcze dwa nurki przed odlotem do Polski.

Kupiłem też, na te ostatnie zanurzenia, jednorazowy, plastikowy aparat. Niestety zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia.

Wojciech Zgoła 2008-11-04

Tagi: początki