Fernando de Noronha (Nuras.info 02/2013)

Fernando de Noronha - wschód słońca

Jest niedziela. Mija 14 doba na oceanie, od momentu, gdy pozostawiliśmy za rufą Wyspy Zielonego Przylądka.

Od północy, wraz z Przemem (bosmanem) mamy cztero godzinną wachtę. Przebiega spokojnie. Na koi kładę się po 4-ej rano, ale jakoś nie mogę zasnąć. Na śniadanie rarytas, nasz Kuk - Arek przygotowuje naleśniki z czekoladą.

Skończyły się: cukier, herbata i mleko.

Do brazylijskiego Archipelagu Fernando de Noronha zostało nam ok. 100 mil. Jutro rano powinniśmy być już w marinie, a co za tym idzie, powinniśmy też zanurkować po drugiej stronie Atlantyku.

Dochodzi południe. Znów mamy wachtę. Podpływają delfiny i od razu zaczynają prześcigać się wzajemnie, grając w berka z naszym jachtem Polonusem. Pojawiają się pojedyncze fregaty. Obserwuje je. Rzadko machają skrzydłami szybując po nieboskłonie. Zwiastują bliski już ląd.

Wcześnie rano, w poniedziałek o brzasku zauważamy zielona wyspę. Po 15 dobach na oceanie wszyscy cieszymy się tym widokiem. Z każdą falą kształt archipelagu wyostrza się i rozpoznajemy szczegóły ukształtowania terenu. W oddali, z naszej prawej strony, na jednym ze wzgórz powiewa flaga Brazylii.

Archipelag, oddalony o 350 km od wybrzeża, składa się z 21 wysp i skał pochodzenia wulkanicznego. Główna wyspa - Fernando de Noronha, zajmuje 91% łącznej powierzchni całości i właśnie od niej swoja nazwę wziął ów archipelag.

Niedawno przekroczyliśmy równik, na wyspach panuje więc klimat tropikalny. Dopływając podziwiamy delfiny, fregaty i głuptaki. W końcu cumujemy przy wolnej bojce, a do portu, po nocnych połowach, zaczynają wracać rybacy.

Wodujemy ponton i wraz z Gabim (kapitanem Polonusa), płyniemy do lądu. Pierwszy raz w życiu mamy chorobę lądową. Gdy stawiamy stopę na plaży, świat wiruje. Mamy lekkie trudności wchodząc pod górkę do mini kapitanatu portu. Okazuje się, że niezbyt uczą się tu języków obcych i papirologia zajmuje nam kilka godzin.

Na szczęście Rezerwacji w Centrum nurkowym dokonałem kilka miesięcy wcześniej i teraz pędzimy tam dopełnić formalności. W teorii planowania rejsu mieliśmy dobić do wysp dobę wcześniej. Niestety przez fakt opóźnienia musimy skrócić nasz pobyt. Na dodatek okazuje się, że nie możemy wpłynąć naszym jachtem do portu. Nie możemy tez cumować przy bojce. Rodzi to problem wacht kotwicznych. Opłata za pobyt trochę nas powala. Ze względu na to, że od 1988 roku 70% powierzchni archipelagu stało się parkiem narodowym, ceny poszybowały, a Brazylijczycy lubią nazywać swój archipelag drugim Galapagos, co moim zdaniem, nie ujmując Fernando, nie jest uprawnione. Każdy turysta musi opłacić drogi podatek klimatyczny i zobowiązać się opuścić wyspy w ustalonym terminie.

ZANURZENIA

Fernando de Noronha - nie tylko nasze butle

Nurkujemy we trzech. Reszta załogi w liczbie 5 ma wolne. Jachtu oczywiście nie możemy zostawić samego na kotwicy, więc zawsze ktoś z załogi czuwa. W Centrum nurkowym sprawnie i szybko się dogadujemy. Tutaj znają angielski. Mają kilka łodzi i czekają na nas. Niestety możemy zanurkować tylko 4 razy. Już po godzinie wracamy do portu i niebawem wchodzimy na pokład łodzi nurkowej, która okazuje się płaskim katamaranem o bardzo małym zanurzeniu. Przewodnikiem jest chłopak pół krwi Japończyk i pół krwi Brazylijczyk. Do wody schodzimy w miejscu o nazwie CAGARRAS. Przejrzystość jest zadowalająca, widać na 25 metrów. Po dwóch tygodniach na Atlantyku wszystkie kawałki mnie radują się nurkowaniem, podwodną nieważkością, swoistą ciszą i tą jedyna w swoim rodzaju atmosferą.

Mamy przed sobą ściankę, która schodzi pionowo do głębokości 25 metrów. Jest dużo ryb. Pośród nich wyróżniam barakudy. Są dość pokaźnych rozmiarów i niezbyt wystraszone. Przez jakiś czas towarzyszy nam średniej wielkości żółw. Zanurzenie trwa niecałą godzinę, a temperatura wody wynosi 27 st. C.

Okazuje się, że był to tylko przedsmak kolejnej dawki sprężonego powietrza. Podpływamy teraz na miejsce o nazwie ILHA DO MEIO. Nie przekraczając 20 m głębokości przewodnik prowadzi nas do kanionu z nawisami skalnymi i jaskiniami. Obserwuje dwie duże parrotfish, rogatnice i wargacze. Co chwilę podziwiamy ławicę kolorowych ryb, a w rozpadlinach podpatrujemy langusty i mureny. Bogate w życie wody archipelagu na każdym "kroku" kryją cos nowego. Przez ponad 15 minut towarzyszy nam przepiękna płaszczka stingeray. Chwilami przepływa dosłownie prawie ocierając się o mój neoprenowy garniturek. Może lubi pozować do kamery i wcześniej już to robiła? Zanurzenie trwa blisko godzinę. Życiodajny tlen zawarty w powietrzu na plecach kończy się. Po odbyciu przystanku bezpieczeństwa wynurzamy się. Umawiamy się, że nazajutrz odbiorą nas bezpośrednio z Polonusa.

UROKI ARCHIPELAGU

Fernando de Noronha - w przerwie

W tym samym czasie reszta załogi zachwyca się urokami rajskiej wyspy. Wg rankingu jednego z przewodników przyznającego plażom na świecie gwiazdki w skali 1-5, aż 3 plaże (z 4 w całej Brazylii) na Fernando de Noronha dostają 5 gwiazdek. Dołączamy późnym popołudniem, wymieniając się, co jakiś czas, na jachcie..

Egzotyczna roślinność z górującymi palmami, tropikalne słońce, turkusowe zatoczki ze złotym piaskiem pozostawiają niezapomniane wrażenia. Wraz z Gabim idziemy na posiłek lądowy. Wojtek woli uganiać się za ptakami, które z lubością fotografuje. Nie "ablamy" po ichniemu, więc w miarę dyskretnie zaglądamy tubylcom w talerze i wydatnym gestem zamawiamy to samo! W skład wchodzą: breja z fasoli, ryż, makaron, sałatka (pomidor, ogórek, sałata), mięso (ryba lub kurczak). Do tego pijemy zimna colę, a już samo trzymanie zimnej puszki sprawia nam przyjemność.

Ciekawostką jest, że tubylcy gardzą zarówno dolarami amerykańskimi, jak i euro. Chcą tylko własnych reali. Okazuje się, że na wyspie, nasze karty obsługuje tylko jeden bankomat, który opróżniamy, by mieć czym płacić. Późnym wieczorem prowadzimy degustację tutejszych potraw, a na deser zjadamy mrożoną AQIA - coś dobrego w kolorze jagodowym.

OSTATNIE ZANURZENIA

Fernando de Noronha - głuptaki, autor: Wojciech Jarosz

O 9.15 dnia następnego odbierają nas z jachtu i płyniemy na miejsce o nazwie ZAJA II IRMAOS. Szukamy żarłaczy rafowych, które tu żyją. W czasie briefingu proszą wszystkich, by nie płynąć w kierunku rekinów i nie robić nagłych ruchów.

Po drodze widzimy żółwie, barakudy, mureny i między innymi triggerfish. Wreszcie spostrzegamy dwa żarłacze. Jesteśmy na głębokości około 25 metrów. Rekiny trzymają się w odległości nie przekraczającej 10 m, by w końcu odpłynąć. Wracając widzimy jeszcze jednego, który jednak wystraszony znika nam z pola widzenia w mgnieniu oka.

Ostatnie zanurzenie wykonujemy w CAVERNA DA SAPATA. Tym razem ocean faluje mocniej i niektórzy z grupy maja problemy z wejściem do wody. Zanurzamy się szybko, bo mamy dodatkowo dość silny prąd boczny. Miejsce jest śliczne i jednocześnie wymagające. Wpływamy do bardzo dużej jaskini i tu zawieszeni w toni możemy trochę odpocząć. Są kraby, mureny, żółw, a w jednym z zagłębień spostrzegam wielka langustę. Płyniemy dalej, by po 45 minutach wynurzyć się i z tęsknotą w sercach pożegnać podwodny świat archipelagu.

OSTATNIE GODZINY

Fernando de Noronha - ostatni briefing, autor: Wojciech Jarosz

Po rozłożeniu sprzętu nurkowego na jachcie wracamy na ląd. Robimy zakupy, zwiedzamy wyspę. Dla turystów możliwości zwiedzania jest zresztą dużo. Do dyspozycji są autobusy, taksówki, konie, buggy (ciekawe autka do wypożyczenia) i do tego własne nogi.

W oddali na jednym z pagórków stoi samotnie kapliczka św. Piotra. Wdrapuję się tu i podziwiam widok atakujących nieustannie fal. Bryza umila stanie w pełnym słońcu, a magia stworzenia, cuda natury, koją i uspokajają wewnętrznie.

Już po ciemku wracamy na jacht i przed północą wyruszamy w dalszą drogę. Ostatnie 200 mil morskich pokonujemy w dwa dni i wykołysani, szczęśliwi i pełni wrażeń docieramy do Natal - stałego lądu Ameryki Południowej.

Wojciech Zgoła 2013-03-01

Tagi: fernando