Wyprawa `07 (I)

Grill

Pomysł
Już zimą 2007 roku wraz z Kondziami (znajomi 2+3, jak my), planowaliśmy wspólny urlop letni. Chcieliśmy „podbić” północ Europy, rozkoszując się, mało zaludnionymi terenami Skandynawii i umiarkowanymi temperaturami lata. Skupiliśmy się na Norwegii. Dwoma samochodami chcieliśmy przejechać dużą część Kraju Klifów, zwiedzając wszystko, co warte naszej uwagi. Plan był prosty. W 14 dni od Szwecji (promem) wjeżdżamy do Norwegii, a wracamy przez Danię i Niemcy. Wstępne szacunki finansowe zweryfikowały nasze zamierzenia. Wybraliśmy inny wariant. Poszperałem po internecie i wspólnie zdecydowaliśmy się wynająć domek w Finlandii na tydzień. Załatwiłem dwa noclegi (w sumie z drogą powrotną trzy) na Litwie, a Łotwę i Estonię zostawiliśmy Losowi. Całe przedsięwzięcie czekało na nas w II połowie lipca…

Wyjazd
Jakoś udało nam się spakować. Część bagaży obu rodzin miałem na dachu w tzw. „trumnie”. Wyruszyliśmy raniutko, zaopatrzeni w krótkofalówki, które na trasie świetnie zdawały egzamin. Prowadził Konrad. Dzieciaki szalały (czasem za bardzo) rozpoczynającą się właśnie przygodą. Jechaliśmy trasą omijającą Warszawę, a pierwszy dłuższy przystanek zaplanowaliśmy na stacji benzynowej w drodze, bliżej granicy z Litwą. Wypadło na Augustów. W sumie mieliśmy do zrobienia „za kółkiem” ponad 700 km do Jaszun, gdzie czekali na nas Jurij i Tatiana, z zadziwiająco sutym posiłkiem. Granicę przekraczaliśmy w Ogrodnikach. Bez żadnych problemów wjechaliśmy po raz pierwszy w życiu na tereny, które zagrabione, przez wiele lat należały jeszcze nie tak dawno do Rosji. Jak Polska 30 lat temu. Chaty drewniane, pojedyncze krowy na łańcuchach, dojone przez starowinkę. Bociany w gniazdach i na łąkach. Sielanka, spokój i … bieda.

Zostawiwszy miasto Alytus po lewej, dotarliśmy po kilkudziesięciu minutach do naszych gospodarzy.

LITWA
Trafiliśmy bez większych problemów. Miałem ze sobą nawigację satelitarną, ale mapa Europy nie zawierała Republik Bałtyckich. Jak za dawnych czasów (parę lat temu!) korzystałem z map papierowych. Wskazówki telefoniczne, owa mapa i jako taki zmysł topograficzny zdały egzamin.

Tatiana i Jurij czekali na nas jak na dalekich, mile widzianych krewnych. Przygotowali ciepłą kolację dla co najmniej 20 osób, a nas było o połowę mniej…

Paulina z Konradem i dziećmi ulokowali się na dole, my na górze. Pokoje czyste i zadbane. Trochę gorzej z łazienką… Po odświeżeniu się spytałem kolegi: jak tam samopoczucie? Puknął się w nos i stwierdził, że gdyby tak nie zalatywało z rur, to całkiem nieźle, choć szału nie ma. I to ostatnie powiedzonko bardzo przypadło nam do gustu. Długo jeszcze potem używaliśmy go, komentując różne zdarzenia. Wieczorkiem był grill z kiełbaskami i piwko.

Rys historyczny
Sama Litwa, z najdłuższą rzeką Niemen, pełna jest zielonych łąk, pagórków i jezior. Z historii wiadomo, że w III wieku przed Chrystusem, przybyły tu ludy należące do ugrofińskiej grupy językowej. Zostały później wyparte przez ludy indoeuropejskie, wśród których byli przodkowie Bałtów. Do końca XII wieku, różne plemiona zamieszkiwały Litwę. Pierwszymi postaciami historycznymi byli Dowsprunk i Mendog. Potem rządził Gedymin, a po jego śmierci synowie, którzy walczyli zarówno ze sobą, jak i z krzyżakami, rozszerzając posiadłości na Rusi. Potem był, znany nam, Jagiełło i bitwa pod Grunwaldem. Potem był „Potop” i Chmielnicki. Polska wciąż była w unii z Litwą i dopiero Konstytucja 3 Maja zniosła odrębność Korony i Litwy. Nastał czas rozbiorów, powstania listopadowego i styczniowego. Na krótko, za Napoleona, reaktywowano Wielkie Księstwo Litewskie, które za chwilę dostało się w ręce Rosji. Po I wojnie światowej proklamowano niepodległą Litwę, ze stolicą w Wilnie, co źle przyjęte w Polsce, spowodowało, że w 1920 roku wojska polskie zajęły Wilno. Po II wojnie światowej Litwa została wcielona do ZSRR. 11 III 1990 roku Litwa ogłosiła deklarację niepodległości, na co władze radzieckie odpowiedziały blokadą gospodarczą, a styczniu wojsko zajęło wieżę telewizyjną. Jednak Niepodległość została uratowana.

Wilno

Kapliczka nad bramą

No dobrze, mam nadzieję, że nie zasnęliście :-)
Jurij wytłumaczył nam, gdzie jechać i gdzie parkować. Zwiedzanie zaczęliśmy od cmentarza na Rossie, gdzie spoczywa Matka Józefa Piłsudskiego i jego serce. W około rozsiane są mogiły poległych żołnierzy i znanych Polaków. Stare nagrobki górują nad chwastami, a kolorowe kwiaty, rozjaśniają ten zaniedbany miejscami zakątek.

Jest ciepło. Wychodząc z cmentarza szukamy toalet toy-toy dla dzieciaków i po chwili jedziemy, na wskazany przez naszego gospodarza parking, który jest usytuowany bardzo blisko Cudownego Obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Zostawiamy samochody z opłaconymi biletami i wędrujemy przez bramę do centrum. Zaraz za Ostrą Bramą (zachowała się jako jedyna z 9 bram w murach , zbudowana w 1522 roku) odwracamy się i spoglądając w górę, widzimy Madonnę, lekko pochyloną, w swojej złotej koronie.

Obraz namalował ok. 1620 roku anonimowy artysta, temperą na podkładzie kredowym, na 8 dębowych deskach. Wchodzimy do kaplicy i oddajemy się krótkiej zadumie, modlitwie, kontemplacji. Bardzo tu mało miejsca. Ogromna dysproporcja w porównaniu z naszą Jasną Górą. Trudno się skupić, bo okna są otwarte, a gromady ludzi spacerują głośno gaworząc.
No w końcu 10 m niżej jest zwykła ulica. Spotykamy pijaczka i już wiem, dlaczego Matka Boska się pochyla…..

Zwiedzamy centrum i starówkę. Jest pięknie odnowiona. Większość budynków jest odrestaurowana, a ulice czyste i zadbane. Jest tu multum kościołów różnych wyznań. Zwiedzamy cerkiew i nasze dzieci widzą popa z bardzo długą brodą. Jest gorąco. Konrad liczy, ile zostało nam jeszcze kościołów… trzydzieści trzy….

Idziemy pod Ratusz. Wreszcie trochę cienia. Mijamy targowisko staroci i zatrzymujemy się, aby skosztować tutejszych lodów (nota bene – włoskich!). Dochodzimy w końcu do Placu Katedralnego z Bazyliką Archikatedralną i kremowo-białą dzwonnicą.

Dolne partie fundamentów Katedry są, najprawdopodobniej, pozostałościami po wybudowanej przez Mendoga świątyni. Burzona i zniszczona w kilku pożarach, na przestrzeni wieków, remontowana i restaurowana Bazylika, z nakazu władz komunistycznych w 1950 roku, po wysadzeniu w powietrze krzyża, została zamieniona na magazyn, a potem na galerię i salę koncertową.

W 1988 roku Katedra zostaje zwrócona Kościołowi. W tej chwili wygląda pięknie. Wspomniana wyżej dzwonnica pełni rolę dobrego punktu orientacyjnego, gdy trzeba się z kimś umówić. Wędrujemy dalej i naszym oczom ukazuje się budynek parlamentu. Odpoczywamy w cieniu miniparku. Mamy już dość. Dzieciaki się nudzą, a nogi wchodzą nam w …….

Kierujemy się do samochodów. Robię zdjęcie kamienicy, w której środkowa część jest tuż przed remontem. Można zobaczyć, jak będzie po. Zaglądamy tu i ówdzie. Wchodzimy w odleglejsze uliczki. Te są mniej remontowane. Jest biednie i szaro.

Wracamy do centrum i spoglądamy na dom, w którym mieszkał Adam Mickiewicz. Zmaltretowani i głodni wracamy na parking i jedziemy do Jaszun. Gospodarze podejmują nas sowitą kolacją, po której następuje grill i piwo. Polecam to miejsce noclegowe (w razie chęci poznania szczegółów, proszę o kontakt). Cena za dobę, za 5 osób, z 2 posiłkami, wyszła nas około 120 zł.

Troki

Parlament

Dziś urealniliśmy powiedzenie „wziąć dupę w troki”! Dosłownie tak zrobiliśmy i to z samego rana. Wstaliśmy wcześnie, bo już na 7.30 czekało śniadanie, ze sławnymi zeppelinami (po litewsku: cepelinai). Są to popularne kartacze-duże kluski z ciasta wyrabianego ze starych ziemniaków, zwykle nadziewane mieloną wieprzowiną. Były niezłe, jednak śniadanie w czasie wakacji i to o tak wczesnej porze, średnio nastrajało nasze żołądki, w tym wydaniu. Z drugiej zaś strony, przezornie trzeba się było objeść, aby zaoszczędzić „na mieście”. Jurija wypytaliśmy o trasę i o możliwość kąpieli. Pogoda dopisywała, a droga szybko minęła.

Miasto Troki położone jest pomiędzy 5 jeziorami, a największą atrakcja jest gotycki zamek na jednym z tych jezior – jeziorze Galve. Został zbudowany na przełomie XIV i XV wieku. Obecnie jest jedynym w Europie wschodniej zamkiem na wodzie. Drugą ciekawostką okolicy, są Karaimowie – przedstawiciele grupy etnicznej pochodzenia tureckiego. Choć na całej Litwie mieszka ich około 400 osób (1/3 w Trokach), zachowali swój język, obyczaje i religię.

Po drodze do zamku zwiedzamy XVIII wieczną, drewnianą kenesę – świątynię Karaimów. Podziwiamy też ich charakterystyczne domy z trzema oknami od szczytu.

Do fortecy, którą tworzy zamek, prowadzi długi, drewniany most. Sam obiekt jest dobrze utrzymany, a zwiedzanie środka jest płatne. Przy głównym wejściu, znajduje się przystań, z której oferty skorzystaliśmy. Konrad okazał się bardzo dobrym, twardym, ale i sympatycznym negocjatorem.

Zbił cenę chyba o 50% i w 10-tkę popłynęliśmy w rejs. Smutno mu tylko trochę było, bo negocjował z ładna Litwinką (co prawda szału nie było, ale jednak), mając nadzieję, że zabierze się z nami. Niestety została, a kapitanem był przystojny Litwin. Polecam takie popływanie stateczkiem.

Widzieliśmy zamek z perspektywy, a w oddali dawną posiadłość Tyszkiewiczów, z której ponoć p. Beata Tyszkiewicz zrezygnowała. Teraz mieści się tam muzeum bursztynów.

Popołudnie spędzamy z drugiej strony jeziora. Jedziemy kilka kilometrów na „czuja” i parkujemy na dziko. Dzieciaki migiem wskakują w kąpielówki. Niestety muszą poczekać na Paulinę i na mnie. Sprawdzamy wejście i okazuje się, że dno raptownie opada, kilkanaście metrów dalej. Konrad z moją żoną zostają na łące i kontrolują towarzystwo od lądu. Ja zaś z żoną Konrada, staramy się torpedować, co odważniejsze zapędy młodych. Wejście piaszczyste i niezła widoczność powodują, że widać ryby. Chłopcy próbują je złapać… gołymi rękami. Dziewczyny się opalają. Generalnie bardzo sympatycznie spędzamy kilka godzin, jednak Barbara (ma żona) ponagla do powrotu. Ci co się nie kąpią bywają marudni!

Późne popołudnie spędzamy w Wilnie, w poleconym skansenie. Widzimy czynne, drewniane koło młyńskie, jemy lody i obchodzimy całość, podziwiając parę czarnych łabędzi. Wracamy na kolację. Gospodarze raczą nas plokštainis, zwanymi inaczej kugelis (przypomina nasze placki ziemniaczane), które podają tu ze śmietaną. Kolacja na słodko brzmi średnio. My się krzywimy niezauważalnie, za to dzieciaki pałaszują duże porcje.

Góra Krzyży

Most do zamku w Trokach

Nadszedł kolejny dzień. Wstaliśmy wcześniej, bo dziś spakowani, wyruszamy do stolicy Łotwy. Mówiąc powiedzonkiem: „pojechaliśmy do Rygi” przez duże”R”.

Po drodze jednak, zajeżdżamy na niewielkie wzgórze, zwane Górą Krzyży. To jedyne w swoim rodzaju sanktuarium, a zarazem symbol trwania katolicyzmu na Litwie i Żmudzi. Miejsce to znajduje się około 10 km na północ od miasta Szawli.

Tradycja stawiania krzyży sięga ponoć XIV-XV wieku. Mówi się, że teraz jest ich tutaj już ponad 100.000. W okresie komuny, władze radzieckie wielokrotnie starały się zniszczyć to miejsce. Tzw. „nieznani sprawcy” powyrywali, połamali lub spalili około 5000 krzyży, a kilkaset zniszczono z oficjalnego polecenia. Litwini jednak nie pozwolili na zatracenie tego miejsca. Potajemnie stawiali wciąż nowe krzyże.

Muszę powiedzieć, że miejsce to zrobiło na nas wrażenie. Zatrzymaliśmy się wpierw w odległości około 2 km od wzgórza, by popatrzeć. Później jadąc po woli krzyże rosły nam w oczach. 100.000 to nie jest mało.

2 IX 1993 roku, nasz Papież, Jan Paweł II, odprawił tu uroczyste nabożeństwo, co upamiętnia oczywiście krzyż. Sami zobaczcie na zdjęciach. Krzyże są małe, duże, drewniane i metalowe, niektóre połamane, a niektóre butwiejące. Gdzie niegdzie, wydaje się, że są rozsypane i zdeptane, a kawałek dalej rosną dumnie ku niebu.

A każdy krzyż, to jakiś człowiek, jakaś historia…

Zobacz pełną galerię

Ciąg dalszy niebawem.

Wojciech Zgoła 2009-01-22

Tagi: litwa, troki