Truchtem przez Jerozolimę

Jerozolima

Jeden dzień na Jerozolimę to o wiele za mało, ale jeśli nurkuje się w Morzu Czerwonym Zatoki Aqaba i mieszka w Ejlacie, innej możliwości za bardzo nie ma. Ci, którzy wybierają pielgrzymowanie po Ziemi Świętej mają na to więcej czasu i mogą pozaglądać w różne zakamarki miasta.

Przejeżdżając obok Morza Martwego nie mogłem zaobserwować ani jednego ptaka, czy innego zwierzaka. Pustynia, woda i zapach soli w powiewach wiatru. Największa depresja Świata przyciąga jednak entuzjastów kąpieli błotnych, obmywania się w super słonej wodzie, korzystania z uroków SPA i wszelkiej maści kosmetyków, z których każdy choćby w jakimś procencie czerpie z naturalnych zasobów morza.

Półtorej godziny poświęciliśmy na eksploracje kawałeczka tego krajobrazu, by następnie odwiedzić Betlejem i wreszcie zawitać do Jeruzalem.

Stolica Izraela

Jerozolima

Otoczona dolinami stolica Izraela, położona jest pośród dwóch wzgórz: Góry Oliwnej i Góry Skopus. Tu w obecności żydowskiego przewodnika spędziłem kilka godzin w truchcie, bo czas nas gonił, a prowadzący trenował chyba lekkoatletykę. Spotykamy się z nim przed murami okalającymi starą część miasta, dokładnie przy bramie Jaffa.

Historia Jerozolimy jest bogata, a dzięki badaniom archeologicznym wiadomo, że już cztery tysiąclecia przed Chrystusem, w epoce miedzi, istniało tu osadnictwo. W Biblii opisy Jerozolimy i jej historii tamtych czasów pokazują jakie miała znaczenie. Historycznie przechodziła z rąk do rąk i bardzo często smakowała różnych wojen. Wielokrotnie burzona i odbudowywana, również w XX wieku po Chrystusie. Do dziś jej status budzi zastrzeżenia społeczności międzynarodowej, jednak od 1980 roku Izrael określa Jerozolimę jako stolicę państwa i jest ona siedzibą prezydenta, parlamentu i rządu.

Zaczęliśmy odwrotnie do kierunku wskazówek zegara i kolejno przechodziliśmy przez 4 części, na które podzielone jest miasto. Przewodnik zaprowadził nas na dach grodu, pokazał znane i nieznane budynki wyrastające ku niebu, meczety, kościoły i synagogi. Zobaczyliśmy, jak zabudowane są ulice, którymi mieliśmy za chwilę podążać. Wszędzie przewijają się bardzo młodzi żołnierze obojga płci. Tu służba jest obowiązkowa i trwa 3 lata dla mężczyzn i 2 dla kobiet.

Ciekawostką jest jak dostarczany jest towar po wąskich uliczkach pełnych schodów. Otóż budowniczowie dodali beton łącząc wąskimi pasami stopnie, a przypatrując się widać, którędy pchać wózek pełen koszernych specjałów lub tkanin. Na dachach też ciekawostki, bo gdy brakowało surowców do odpowiedniej konstrukcji dachów, stosowano technikę budowy iglo przez eskimosów. Do dziś takie dachy można oglądać wspinając się na jeden wielki dach nad starówkę Jerozolimy.

Część żydowska to oczywiście ściana płaczu, której pozostałości są święte dla Żydów. Kamienie zostały ułożone tak, że każdy następny nakładany z góry był równocześnie odsuwany o 2 palce do tyłu. Przez to stojąc pod ścianą płaczu nie ma się wrażenia, jak pod budynkami z idealnie pionowymi ścianami, że nas za chwilę przygniotą. Główna część przeznaczona jest tylko dla mężczyzn i to zawsze w nakryciu głowy, przy czym nie musi to być jarmułka, a jeśli turysta nie ma czym przysłonić siwizny, łysiny, czy burzy włosów, może skorzystać z jednorazowych jarmułek. Obserwacja ortodoksyjnych Żydów, modlących się na głos i kiwających, jakby do rytmu, zastanawia i może szokować. Pytałem też o te karteczki z modlitwami, których ma wysłuchać Bóg, ale nie co zawierają, tylko czy ktoś je sprząta. Otóż są usuwane 2 razy do roku.

Przemierzając część muzułmańską czułem się trochę jak w egipskiej Hurghadzie lub na targu w Maroko. Ten sam gwar, te same zaczepki z nieodzownym "the best price for you my friend". Ja jednak czekałem na część chrześcijańską, drogę krzyżową i bazylikę śmierci Chrystusa.

W pewnym momencie weszliśmy na Via Dolorosa. Przewodnik zapytał, czy wiemy gdzie jesteśmy? Kiedyś, za czasów, gdy żył Jezus, dzisiejsza ulica Dolorosa, znajdowała się poza miastem, bo przecież Chrystusa ukrzyżowano za miastem. Zgiełk i przepychanie się pomiędzy przechodniami wąskiej uliczki nie oddaje tamtej atmosfery. Kolejne stacje są oznaczone napisami oraz czarnymi tarczami z rzymskim numerem. Gdzieniegdzie w bramie znajdują się inne oznaki, jak ten obraz św. Weroniki ocierającej twarz Jezusa. Zamyślony turysta, roztargniony pielgrzym, czy rozmawiający przez komórkę antropolog miasta może w ogóle nie zauważyć kolejnych przystanków. O skupieniu i ciszy towarzyszącej nabożeństwu drogi krzyżowej można zapomnieć. Do tego wszystkiego trzeba dodać słońce i zapachy zatłoczonego i mało przestrzennego grodu. Od Góry Oliwnej do Golgoty Jezusa prowadzono przez Jerozolimę. Nie są to jakieś wielkie odległości, ale biorąc pod uwagę okoliczności, wcześniejsze biczowanie, zgiełk przekrzykującej się gawiedzi, różnicę poziomów i słońce, nawet dla nieczułego ateisty droga z krzyżem na plecach nie była sielanką. Dobrze pokazał to Mel Gibson w swoim słynnym filmie "Pasja".

Bazylika śmierci Pana Jezusa

Jerozolima

Docierając do bazyliki śmierci Pana Jezusa widzę ogromny tłum siłą próbujący wedrzeć się do środka. Przewodnik daje nam 15 minut czasu, bo sam jako Żyd nie chce wchodzić. Wbijam się i próbuję nurkować w tłumie. Część wychodzi, a inni wchodzą. Nie zrażony przeciwnościami i kilkunastogodzinnym już dniem prę do przodu. Wchodzę do kościoła, by zobaczyć, że na schodach prowadzących do miejsca gdzie Go ukrzyżowano panuje masakryczny tłok, a w głąb bazyliki nie wpuszczają, bo trwa jakieś nabożeństwo. Przystaję na 5 minut i rozglądając się bacznie dookoła zmawiam krótką modlitwę. Wychodzę ledwie żywy i pognieciony.

Jeszcze kilka kroków w truchcie i wracamy do miejsca wyjścia. W coraz większej panice szukamy toalet i i gdy już czujemy się mocz better ruszamy na parking, by pełni wrażeń busem wrócić do Eljatu.

Wojciech Zgoła 2013-03-30

Tagi: jerozolima